piątek, 6 czerwca 2014

Zarobić 10k?


zdjęcie: tumblr.com
Wiem, że lepszym i bardziej chwytliwym tytułem byłoby "Jak zarobić milion dolarów?" albo zwyczajne "Jak wygrać w lotto?", ale od czegoś trzeba zacząć. Małe cele rodzą te większe i najbezpieczniej stawiać sobie takie, które są najbardziej realne.A kto by nie chciał dziesięciu kawałków?



Mam w domu taką listę. Znajduje się na niej szereg różnych dziwnych rzeczy, które chciałabym osiągnąć. Takie listy powstają w mojej głowie niezbyt często. Zazwyczaj jakieś wydarzenie rodzi pomysły, które aż proszą się o realizację. Ostatnia powstała pół roku temu, na początku 2014. Była zbiorem postanowień noworocznych - chyba pierwszym od kilku lat - i nawet nie zauważyłam, w jak szybkim tempie uciekły mi te miesiące. Postanowiłam, że do grudnia nie zmarnuję już ani dnia i w końcu muszę zacząć działać. A bardzo często okazje rodzą się same, co bardzo mnie zadowala.

Skąd taki pomysł?
A czy wszystko musi mieć jakiś głębszy sens? Po prostu chcę w przeciągu kilku miesięcy zostać posiadaczką takiej skromnej kwoty. Chcę sobie udowodnić, że mogę zająć się czymś pożytecznym i przynajmniej przez jakiś czas ograniczyć swoją bezsensowną rozrzutność, która od miesiąca chce zabić mój stan konta.
Skąd takie mądre wnioski?
Tutaj znowu: znikąd. Zmieniam zdanie częściej, niż niektóre moje znajome partnerów. Dlatego Twój argument jest inwalidą, wysnułam sobie takie postanowienia i w najbliższym czasie nie mam ochoty ich zmieniać.

A teraz jedno podstawowe pytanie: Jak zarobić 10k?
Nie wiem, jeszcze nie zarobiłam. Ale jak zarobię, to bardzo chętnie podzielę się tym z Wami na blogu. Mogę nakierować Was na dobry tor jednym słowem: pracując. Tak, tak! Ale żeby udało nam się ujrzeć taką sumę, musimy najpierw mieć pomysł. A ja mam ich już pięć. Każdy z nich może przynieść jakieś niewielkie dochody, jeden z nich mógłby nawet zaowocować nieco bardziej i na dłużej zagnieździć się w moim życiu jako stałe źródło dochodów, więc dlaczego nie? Do odważnych świat należy!

Kolejnym ważnym aspektem jest optymizm. A mi go nie brakuje, nawet po wszystkich ostatnich przeżyciach. Nadal wierzę w bajkowe życie i może jestem naiwna i moi znajomi czytający ten wpis właśnie pukają się w głowę i myślą "A ta to jeszcze się nie nauczyła?". Nie, nie nauczyłam się i nigdy nie nauczę. To normalne, że coś może nam się nie udać. Ale to nie oznacza, że jesteśmy skreśleni i do końca żywota mamy chować głowę w piasek, bo raz na milion coś poszło nie po naszej myśli.Wiara w to, co robimy jest tak naprawdę połową sukcesu. Dlatego nikt nie powinien się poddawać i jeśli ktoś w naszym środowisku uważa, że nam się nie uda - można go śmiało wyeliminować. Nie rozumiem sensu otaczania się toksycznymi ludźmi blokującymi nasz samorozwój. Wolę dni i noce z serialami i kilogramami Milki Oreo. Serio.

Rok temu napisałam: Chciałam jedynie zauważyć, jak bardzo prosto można wszystko zmienić. Po prostu wyjść. Zrobić jeden krok. Potem życie samo pisze scenariusz. Do tej pory zgadzam się z każdym słowem. Bo życie samo napisze scenariusz, ale najpierw musimy mu w tym pomóc.
Trzymajcie kciuki za moje dziesięć tysięcy. Jak uda mi się osiągnąć cel, dam znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz